Magdalena Czubaszek, „Plaga gównodziennikarstwa. O kondycji autorów pogardzanych” Krytyka Polityczna, 02 września 2022 r.

Plaga gównodziennikarstwa. O kondycji autorów pogardzanych

Magdalena Czubaszek rozpoczyna artykuł od postawienia wyjątkowo mocnej diagnozy kondycji polskich mediów – pisze, że „dziennikarstwo mainstreamowe to mem” i wylicza jego największe grzechy: „nagłówki do pośmiania się, bohaterowie z dupy, tezy z podstawówki”. Jej celem nie jest jednak pastwienie się nad autorami tych wątpliwej jakości materiałów, wręcz przeciwnie, oddaje im głos. Gównodziennikarze, jak sami siebie nazywają, zgodnie stwierdzają, że za taki stan rzeczy odpowiedzialność ponosi cała, nastawiona na jak największe zyski, machina medialna. 

Autorka kontaktuje się z dziewięciorgiem osób w wieku 22-32 lata, pracujących od co najmniej 2 lat w mediach. W celu chronienia ich prywatności, bohaterowie pozostają anonimowi, z jednej strony jest to całkowicie zrozumiałe zważywszy na to, że opisując swoje doświadczenia nie przebierają w słowach, z drugiej jednak, może rodzić oczywisty sceptycyzm w stosunku do ich historii. Co symptomatyczne – tylko dwoje z nich zatrudnionych jest na umowę o pracę, reszta pozostaje na śmieciówkach bądź umowach B2B, a tylko jedna przyznaje, że jest zadowolona ze swojej pracy. Reszta opowiada o tym, jak wygląda ciemna strona pracy dziennikarzy i jak wpłynęła ona na ich życie oraz zdrowie psychiczne.

Kulisy pracy dzisiejszego pracownika korporacji medialnej, odsłaniane przez rozmówczynie, w żadnym stopniu nie przypominają romantycznego wizerunku zawodu reportera jeszcze z ubiegłego stulecia. Obecnie redakcja nie pozwoli na długie poszukiwanie wartościowego materiału – liczy się przede wszystkim generowanie materiału, jak najmniejszym nakładem pracy, jak najtaniej, jak najwięcej. Jedna z rozmówczyń, Aneta mówi, że z braku czasu pozyskiwanie źródeł i kontaktów zostało zastąpione szybko rzuconymi pytaniami na facebookowych grupach, a jeśli nawet to nie wypali, to ona sama stawała się bohaterką materiału.

Inna rozgoryczona dziennikarka wyjaśnia, że to, za co na mediaworkerów spadają coraz częściej gromy, czyli clickbaitowe tytuły, także zwykle pozostaje poza ich kontrolą – to algorytm podsuwa czytelnikom różne warianty nagłówka, a następnie wygrywa ten najczęściej klikany. Następnie w artykule należy powoli, stopniowo dawkować informacje tak, aby odbiorca spędził jak najwięcej czasu na stronie i obejrzał jak najwięcej reklam. Kontrowersje, rażące błędy i przeinaczenia działają tu na korzyść redakcji, gdyż nakręcają ruch na portalu. Agata, z którą kontaktuje się Magdalena Czubaszek z żalem opowiada, jak wypadki, tragedie, śmierć danej osoby staje się powodem do euforii wśród dziennikarzy, którzy mają gotowy materiał.

W takich sytuacjach czas gra decydującą rolę – który z portali jako pierwszy poda newsa. Dziennikarze są zatem zmuszeni do prowadzenia nieustannego nasłuchu, nie mają co liczyć na relaks, jak to ujął szef jednej z bohaterek Jagody: „Kiedyś pół żartem, pół serio powiedział, że nasza praca jest jak w policji, nie kończy się po ośmiu godzinach. Dyżur trwa cały czas i mam się do tego stosować”. Na osobę dziennikarza spada również rola korektora swojego tekstu, dodania do niego zdjęć, zrobienia grafiki itd. Na pisanie artykułów branżowych mogą pozwolić sobie jedynie nieliczni – natomiast większość prędzej czy później spotka się z koniecznością pisania wymagającego specyficznej wiedzy – wtedy w sukurs przyjść może jedynie Wikipedia, co zostanie potem skrzętnie zauważone przez komentujących. 

O tym, jak zależności finansowe redakcji od reklamodawców wypaczają wykonywany przez niego zawód mówi Mateusz – jego gotowy tekst dotyczący jednej ze spółek skarbu państwa nigdy nie został opublikowany, krótko zaś potem portal dodał materiał sponsorowany przez tę samą spółkę. W sukurs przychodzi mu Łukasz: „robię propagandę, kopiuj-wklej bez żadnego niuansowania. Moje teksty autorskie to de facto copywriting. Za te teksty firmy dają niemałe pieniądze. To, co robimy, to obsługa PR”. 

Bohaterowie tekstu opowiadają, jak ich beznadziejna sytuacja w miejscu pracy odbija się na zdrowiu psychicznym – na porządku dziennym występują u nich napady lęku, bezsenność, depresja. Karolina wspomina o tym, jak po powrocie z urlopu nie potrafiła sobie poradzić w pracy do tego stopnia, że wylądowała u psychiatry i zaczęła pić. Autorka publikuje anonimowy list pracownika korporacji medialnej, w której wymienia on wszystko to, czego nienawidzi w swoim środowisku pracy – tworzenia clickbaitowych tytułów, Google Analytics, stopniowego narzucania na barki pracowników nowych obowiązków, bezsilności i poczucia, że nigdzie nie znajdzie pomocy.

Niewątpliwym atutem artykułu jest jego podbudowa teoretyczna – Magdalena Czubaszek sięga po książkę brytyjskiego antropologa Davida Graebera „Praca bez sensu”, w której autor wprowadza termin „bullshit job”, czyli forma pracy tak bezcelowa czy wręcz szkodliwa, że nawet sam wykonujący ją traci wiarę w jej celowość. Czubaszek wykorzystuje typologię Graebera, wskazując, że obecnie dziennikarz lifestyle’owy to obecnie zawód mający charakter clowna społecznego – ma tworzyć zamieszanie, w tym wypadku informacyjny szum, za wszelką cenę robić zasięgi, dzięki czemu przedsiębiorstwo medialne może liczyć na podwyższenie stawek u reklamodawców. 

Rozmówcy jednak ze zgorzknieniem podkreślają, że głównymi beneficjentami w takiej sytuacji pozostają ci na górze dziennikarsko-korporacyjnej hierarchii. Mariusz wspomina, że jego koleżanka, w trakcie intensywnego stażu pobierała 1200-1300 zł, podczas gdy jej bezpośredni zwierzchnik zarabiał ponad 10 razy więcej, a szef całego medium inkasował nawet 140 tysięcy miesięcznie. System, który faworyzuje dziennikarskie gwiazdy, wykonujące nieproporcjonalnie mniejsze nakłady pracy w stosunku do szeregowych pracowników, porównuje do folwarku pańszczyźnianego.

Cały artykuł ma wymowę wyraźnie pesymistyczną, Czubaszek wskazuje jednak, że pojawiają się inicjatywy i aktywiści działający dla poprawy sytuacji mediaworkerów i wzrostu jakości dziennikarstwa, to m.in. Ewa Kaleta, Kamil Różański czy Komisja Dziennikarek i Dziennikarzy. Warto także wspomnieć o innym tekście Krytyki Politycznej, „Ani satysfakcji, ani hajsu, ani poczucia sensu. Tak się pracuje w mediach” którego autorka, Paulina Januszewska opisuje szczegóły historii swojej pracy w korporacji medialnej, wskazując na podobne problemy, co bohaterowie Magdaleny Czubaszek. W tym kontekście należy jednakże pamiętać, że Krytyka, jako medium lewicowe, przyjmuje perspektywę propracowniczą, odpowiedzialnością za zły stan mediów obarczając kierujących się „libkowymi” (skrajnie wolnorynkowymi) regułami menadżerów i wydawców, podczas gdy ich racje nie zostały przedstawione. Fakt ten negatywnie rzutuje na obiektywizm obu artykułów. Bohaterowie w swojej frustracji nie szczędzą słów krytyki pod zwierzchników, nieraz dość wulgarnych, niewykluczone zatem, że mogą znaleźć się osoby urażone zarzutami pojawiającymi się w tekście.

Każdy z nas natrafił na „śmieciowy” news, każdy z nas w mniej lub bardziej dosadnych słowach skrytykował pracę „pismaków”. Być może lektura obu tych tekstów pozwoli nam przypomnieć sobie smutną prawdę, że za „gównoartykułem” stoi często niedopłacany człowiek, wykonujący pracę, której nienawidzi, w myśl narzuconych mu, mających maksymalizować zyski zaleceń, których ani nie rozumie, ani nie popiera. 

Kryterium prawdy: 1/1

Kryterium obiektywizmu: 0,7/1

Kryterium oddzielenia informacji od komentarza: 0,8/1

Kryterium szacunku i tolerancji: 0,7/1

Kryterium zasadności tytułu: 1

Łącznie 4,2/5

Obraz Engin Akyurt z Pixabay