Martyna Bunda, Problem niezastępczy, Polityka, 20.03–26.03.2024
Złamania, siniaki, otarcia – to to, co czeka na wiele dzieci w domach, w których brakuje im bezpieczeństwa. Tak jak siedmiomiesięczny Wojtek ze Świebodzina, który zmarł, bo przez ponad pół roku nie udało się znaleźć dla niego rodziny zastępczej. W Polsce są tysiące najmłodszych w podobnej sytuacji.
Problem dzieci niemających swojego miejsca od zawsze istniał, jednak teraz przybrał nowe oblicze: reformy wprowadzone w ostatnich latach, które miały na celu likwidację domów dziecka i rozwój rodzicielstwa zastępczego w praktyce okazały się porażką. Zamiast poprawić sytuację dzieci wyciągając je z “molochowatych placówek”, zostawiły je na lodzie, bo jak się okazuje, rodziny zastępcze nie są tak łatwe do znalezienia.
Kilka lat temu pomysł zamykania domów dziecka w celu stworzenia lepszych środowisk rozwoju, był nie tylko szlachetny, ale i – opłacalny. Rodziny zastępcze dzielą się na niezawodowe (dla państwa “darmowe”, które są krokiem do pełnej adopcji) i zawodowe (gdzie opiekunowie dostają wynagrodzenie, ale jest to mniej niż najniższa krajowa, bo tylko 4,1 tys. złotych). Dla rządu, ta idea miała być korzystna – miesięczne utrzymanie podopiecznych domu dziecka to ok. 6,8 tys., zatem o wiele drożej niż w przypadku rodziny zastępczej, w której płaci się “od opiekuna” a nie “od podopiecznego”.
Jednak “pomiędzy rokiem 2019 a 2021 w 14 powiatach, […] rozwiązano o 22 rodziny więcej niż utworzono”. To przygnębiająca statystyka, a wynika z kolejnych zaniedbań – rząd kończy swój altruizm na wypłacie, kiedy dzieciom i ich opiekunom potrzeba też innej pomocy. Chociażby psychologicznej czy rehabilitacyjnej.
System opieki zastępczej w Polsce jest niewydolny, a obietnice rządu i samorządów dotyczące wsparcia dla rodzin zastępczych nie są prawdziwie realizowane. Potrzebne są reformy, chociażby takie jak powstanie internetowej bazy dostępnych miejsc w rodzinach zastępczych, żeby pracownicy powiatowych centrów nie musieli obdzwaniać dziesiątek numerów. W końcu dzieci czekają.
Martyna Bunda zaczyna empatią i kończy konkretami – nie moralizuje poruszającej historii zmarłego Wojtka, ale pokazuje źródło problemów, z którymi borykają się nie tylko dzieci, ale i polski system. Tworzy mocny, silnie oddziałujący tekst, w którym waga problemu wzywa do zmian.
Autorka posługuje się słowami ekspertów, ponurymi statystykami i doświadczeniami obecnej kadry, by bez skrupułów naświetlić problem, który choć delikatny – wymaga ostrej odpowiedzi.
Kryterium prawdy: 1/1
Kryterium obiektywizmu: 1/1
Kryterium oddzielenie informacji od komentarza: 1/1
Kryterium szacunku i tolerancji: 1/1
Kryterium zasadności tytułu: 1/1
Ocena: 5/5
Obraz s05prodpresidente z Pixabay